czwarte życie drzwi
dzisiaj znowu o drzwiach wewnetrznycj, czyli o tych sosnowych surowych zakupionych o zgrozo w markecie. drzwi mimo tego mialy byc ładne, ale cos nie wyszlo w miedzyczasie lub założenie za optymistyczne, ale nie poddam sie, bede walczyc dalej chocbym miala im dać jeszcze kilka żyć ;) a obecne jest chyba czwarte;)
a wiec pierwsze życie, to był impregrant bezbarwny, tak zeby sie włoski podniosły i można je było ładnie potraktowac papierem ściernym, tu juz wiem że jednak jedna warstwa to za mało, trzeba bylo pomalowac kilka razy..
drugie życie -zabawa papierem ściernym, jak sie okazało za mało, za słabo, lub wiem- na pewno papier nie ten.. niestety najwięjszym problem była tutaj moja wrodzona niecierpliwość, bo przeciez JUŻ chciałam zabaczec efekt finalny..
no i trzecie życie moich pięknych drzwi czyli w koncu finalne malowanie bejca, dwukrotne.. efekt mizerny, jedyny plus że każde drzwi wyszyły inne, wiec są lepsze i gorsze.. fotek nie mam, bo zepsulam ostatnio karte z apartu, ale moze to i dobrze...
dzisiaj nadałam drzwiom życie czwarte, czyli pomalowałam je lakierem oczywiście mat, bo drzwi z założenia miały sie NIE SWIECIC, nie powiem jest ciut lepiej, przynajmniej kolor jakis taki bardziej jednolity, ale daleko do ideału.. pocieszam sie że jak już tatalnie sie wkurze to zawsze moge je przemalowac na przykład na biało.. pewnie to mi wyjdzie ;) tylko mąż mówi że ładnie... ale on mnie na szczescie nigdy nie krytykuje i tak trzymać :)